niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 3

"Człowiek jest istotą niedoskonałą. Każdy o tym słyszał, ale nie każdy to rozumie."
Anastasia Tristis


    Podeszłam szybko do pięknej, jasnowłosej dziewczyny z zamiarem jej uściskania. Zaśmiałyśmy się razem w tym samym momencie. Tak dawno się nie widziałyśmy... Tęskniłam za nią, bo byłyśmy bardzo blisko. 
- Rachel, co ty tu robisz? - zapytałam się z szerokim uśmiechem. Zarumieniła się lekko, unikając mojego wzroku. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, o co chodzi. Zawsze tak robiła, gdy tylko uważała, że nie powinna czegoś mówić w miejscu publicznym. 
- Moja matka chce, abym w końcu zaczęła się oglądać za przyszłym mężem. Wiem, to jet głupie, ale sama wiesz, że nasi rodzice są strasznie staroświeccy - powiedziała cicho i jeszcze bardziej się zarumieniła. Chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam na dwór, gdzie najpewniej będziemy mogły spokojniej porozmawiać. Rozejrzała się wokół siebie i westchnęła z zachwytem. Nie zdziwiła mnie wcale jej reakcja. 
- Masz już kogoś na oku? - zadałam jej kolejne pytanie i gdy znów się na mnie spojrzała. Wzruszyła ramionami, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem. Delikatnie ścisnęłam jej rękę, a ona zaczęła się śmiać. Zawsze miała dziwne wahania nastroju i przestało mnie to przerażać. Na początku jedynie miałam problem z przyzwyczajeniem się do tego, ale teraz? Już nie ma żadnych problemów.
- Myślałam nad kilkoma panami, ale żaden z nich jak go widziałam mnie zbytnio nie zachwycił. Chyba moja pamięć jest omylna - uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła mój gest. Po chwili westchnęła pod nosem.
- A widziałaś może Johna? Wyprzystojniał od twojej ostatniej wizyty tutaj - powiedziałam i pociągnęłam ją w stronę ogrodu. Pamiętam, że nigdy na niego nie zwracała uwagi, błądząc często po ulicach miasta z głową w chmurach. Jednak teraz to się zmieni. Jest dobra i nadaje się na typową angielską żonę, ale nikt nie będzie się przy niej nudził przez jej nagłe zmiany nastroju.
- Tego dupka, którego nigdy nie lubiłaś, bo cię ignorował? Pamiętam, że go sobie zaklepałaś przede mną, a teraz chcesz mi go oddać? - przewróciłam oczami, wiedząc że się ze mnie śmieje. Jednak gdy dotarłyśmy na miejsce, nie mogła uwierzyć, że to on. Zrobiła wielki oczy, ale po chwili się opanowała i zmierzyła chłodnym spojrzeniem swoją konkurencję. - Życz mi powodzenia, wrócę do ciebie za kilka chwil, gdy tylko mój przyszły mąż dowie się, że będzie moim mężem.
- Czekam i powodzenia - uśmiechnęłam się do niej ciepło i patrzyłam jak idzie w stronę sir Johna. Byłby dla niej idealny. Nie potrafię tego wyjaśnić, bo może gdyby nie była moją kuzynką, nie powiedziałabym tak. Jednak chcę dla niej jak najlepiej i mam nadzieję, że John się nią zainteresuje.
    Stałam i patrzyłam jak dziewczyna zaczyna się kręcić tuż obok mężczyzny, zupełnie nie zwracając na niego uwagi. Jednak, gdy zauważyła, że ten odchodzi do swoich znajomych, niby przypadkiem na niego wpadła. Złapał ją, ale ona prawie od razu się od niego odsunęła, udając zimną i niezależną. Przeprosiła go i chciała odejść, ale powstrzymał ją. Zaczęli rozmowę, a ja za sobą usłyszałam głośne westchnięcie.
- Ile wy macie sposobów, aby usidlić mężczyznę? - odwróciłam się, słysząc znajomy głos. Spojrzałam się na sir Toma zdziwiona. Uśmiechnął się do mnie łobuzersko, czekając na odpowiedź.
- Nie wiem, sir - odpowiedziałam, a kąciki moich ust powędrowały do góry. W jego oczach zauważyłam iskierki rozbawienia. - A po co panu to wiedzieć?
- Ciekawy jestem, który zastosowała pani na mnie, panienko Elizabeth - zarumieniłam się, słysząc te słowa, ale uniosłam głowę wyżej.
- A czuje się pan usidlony? - spojrzałam się na niego z zaciekawieniem. Pokiwał z zastanowieniem głową, stukając palcami o srebrną głowę lwa, którą miał na czubku laski. Obserwowałam go i jednocześnie czekałam z niecierpliwością.
- Czasami tak. Nie mogę przestać o pani myśleć, Elizabeth - powiedział po chwili, która wydawała mi się wiecznością. Jednak nie narzekałam, bo mogłam podziwiać jego urodę, a teraz? Nie mam najmniejszego powodu, aby się w niego wpatrywać. Odwróciłam wzrok lekko speszona swoimi myślami i jego śmiałością. Nie sądziłam, że odważy się na takie wyznanie, ale co ja o nim wiem? Prawie nic.
- Mam zacząć się obawiać? - zapytałam się cicho, ale pewnie. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, wiedząc, że weźmie to za żart. Jednak się pomyliłam, bo odpowiedział mi z całkiem poważną miną, której się nie spodziewałam w takiej sytuacji.
- Biorąc pod uwagę, że to ja, to powinna pani zacząć się obawiać - powiedział, a ja czekałam przez chwilę na wybuch śmiechu lub jakikolwiek objaw dobrego humor. Nie doczekałam się, co mnie lekko zmartwiło.
    Spojrzałam się w miejsce, gdzie powinna stać Rachel, ale jej tam ni było. Zmarszczyłam brwi i przechyliłam lekko głowę, rozglądając się za zaginioną dziewczyną. Jednak nigdzie nie mogłam jej dostrzec. dopiero po chwili spostrzegłam, że stoi wraz z Johnem przy jednej z kolumn. Odetchnęłam cicho z ulgą. Dobrze, że sobie radzi.
- Sir, nie ma pan osoby towarzyszącej? - zapytałam się, jednak nie usłyszałam odpowiedzi. Zerknęłam w bok, ale nie zauważyłam tego tajemniczego mężczyzny. Nie usłyszałam jak odchodził, a kultura wymaga tego, aby się pożegnać albo przynajmniej poinformować swojego rozmówcę o wyjściu, w tym akurat przypadku o odejściu.
    Prychnęłam wściekle, ale musiałam przyznać, że ten mężczyzna mnie coraz bardziej intryguje. Nie zachowuje się jak każdy inny na jego miejscu. Zwykła rozmowa z nim, chwila jego uwagi poświęcona tylko mi przyprawia mnie o dziwne uczucie. Jestem szczęśliwa i oczekuję kolejnych spotkań. Jak on to robi?
     Ruszyłam w stronę wejścia do pałacu. Z tego, co wiem, wielu panów kryje się właśnie tam, czekając na finały imprezy. Rozmawiają o interesach, domach i kobietach. I nie tylko Tom żyje na tej planecie, więc czemu nie poszukać innego kandydata na męża? W końcu, on na pewno nie zostanie sam z takim majątkiem i urodą. Każda chciałaby takiego męża a ja nie chcę z nikim walczyć. Chociaż to byłoby bardzo naturalne, ale wiem, że nie mam z innymi kobietami szans. One są w stanie bardzo dużo poświęcić, a ja nie. Są w stanie oddać wszystko, ale ja choć trochę się szanuję i nie pozwolę na to, aby mówiono o mnie jak o ladacznicy. Nie jestem nią i nie będę.
    Wiem, co ludzie o mnie myślą. Dziwadło, dziewczynka, która nie potrafi się pozbierać po śmierci brata. Jednak także wiem o tym, że są takie osoby, które to intryguje. I takie, które są na tyle zdesperowane, że nawet mną się zainteresują. Może nie jestem brzydka, ale mój charakter wszystko psuje. Muszę się kiedyś nauczyć trzymać język za zębami i od dzisiaj będę próbować.
- Sir James, jak miło mi pana widzieć - powiedziałam, widząc w miarę znajomą twarz. Kojarzyłam go z kościoła, zawsze siedział w ławce przed moją rodziną.
- Elizabeth, nie spodziewałem się ciebie tutaj - wstał w fotela, na którym siedział i pocałował mnie w grzbiet mojej dłoni. Nigdy nie był strasznie wysoki, tylko przeciętny. Miał może z metr siedemdziesiąt, ale ne więcej. Czy przystojny? Nie najgorszy. Brązowe kosmyki, lekko wpadające do piwnych oczu, szczupły, ale niewysportowany. Dłonie niezadbane, szorstkie w dotyku. Blady, ale niechorobliwie. Za to bogaty i z dobrego domu, przez co większość dziewcząt zwraca na niego uwagę. Świat jest dziwny.
- Ja siebie też się tu nie spodziewałam - rozejrzałam się dookoła. - Ale jest tu tak pięknie, że musiałam przyjechać.
- Nie dziwię ci się. Sam jestem zachwycony tym wnętrzem. Ktoś musiał mieć ogromną wyobraźnię, aby coś takiego stworzyć - pokiwałam głową, aby kontynuował. Uśmiechnął się delikatnie. - Jest też tu wspaniała orkiestra. Byłaś w sali balowej?
- Jeszcze nie - odpowiedziałam szczerze i złapałam jego wyciągnięte ramię. Zaczął mnie prowadzić w kierunku kolejnych ogromnych drzwi, które myślałam wcześniej, że są drugim wyjściem do ogrodu. A jednak się pomyliłam.
     Sala balowa wyglądała podobnie do tej, w której byliśmy przed chwilą. Tylko, że tutaj rozbrzmiewały takty powolnego walca. tego mi właśnie brakowało, ale nie narzekałam. Jednak teraz czuję się w pełni usatysfakcjonowana.
- Zatańczysz? - zapytał się James, a ja pokiwałam delikatnie głową. Uwielbiam tańce i różnego tego typu zabawy. Wtedy czuję się w swoim żywiole.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hope Land of Grafic