"Nie zabijaj. To przykazanie zna każdy, ale mało osób je rozumie. Bo kto myśli o tym, że jakiś czyn może spowodować śmierć psychiczną drugiej osoby?"
Anastasia Tristis
Znowu idę na
cmentarz. Jednak nie jestem już tak pewna siebie jak zawsze w tamtym
miejscu, a to wszystko spowodowane przez wczorajszą sytuację. Jak mogłam
nie zauważyć drugiej osoby w takim miejscu? Panuje tu taka cisza, że
nawet muchę byłoby słychać, a ja nie usłyszałam kroków dorosłego
mężczyzny.
Poprawiłam swoją
suknię i usiadłam na marmurowej ławce przy grobie Edwarda. Rozejrzałam
się niepewnie, jakby spodziewając się znowu tego mężczyzny. Jednak
jestem tu sama. Więc czemu się czuję zawiedziona? Nie powinnam.
- W imię Ojca, i Syna, i
Ducha Świętego - przeżegnałam się, po czym zaczęłam się modlić. Oddałam
się tej czynności, aby Bóg wysłuchał moich próśb. Nie mogę pozwolić na
to, aby mój brat był źle traktowany przez moje rozkojarzenie.
- Był tobie bardzo
bliski, prawda panienko? - wzdrygnęłam się lekko słysząc ten głos obok
mnie. Otworzyłam oczy i spojrzałam się przestraszona na tego samego
mężczyznę, który odprowadził mnie wczoraj do domu. Uśmiecha się lekko,
jednak gdzieś w głębi jego oczu kryje się rezerwa. Poprawił cylinder na
swoje głowie, patrząc się na mnie wyczekująco.
- To był mój jedyny brat, więc był mi bardzo bliski, sir - mruknęłam cicho w odpowiedzi, spuszczając wzrok na swoje dłonie.
- Rozumiem... -
spojrzałam się na niego z zaciekawieniem, ale on patrzy się w jakiś
odległy punkt, którego ja nigdy nie zobaczę.
- Dlaczego rozumiesz?
Miałeś brata, który... - w porę ugryzłam się w język. Damie nie wypada
się tak wypytywać obcych ludzi o szczegóły ich życia, a już nie należy
się pytać o nic mężczyzna. Jednak on chyba nie miał mi tego za złe, bo
tylko się szerzej uśmiechnął.
- Nigdy nie miałem
brata, ale mam trzy siostry. Rozeszły się po świecie zaraz po naszej
kłótni - odpowiedział i znów popadł w lekką melancholię. Jednak zaraz
spojrzał się na mnie z dziwnym błyskiem w oku. - Chodźmy, Elizo, bo robi
się chłodno, a nie chcę, abyś się pochorowała, panienko.
Posłałam mu lekki,
ale niepewny uśmiech. Skąd zna moje imię? Nie wypada mi się o to pytać,
ale ciekawość zaczyna mnie zjadać od środka. Przygryzłam delikatnie
wargę, czując na sobie przenikliwe spojrzenie. Moje policzki się lekko
zaróżowiły, przez co się cicho zaśmiał.
- Panienko... Elizo - to
w jaki sposób wymawia moje imię wzbudza we mnie jakieś dziwne emocje,
których nigdy wcześniej odczuwałam. - Czy mogłabyś mi towarzyszyć
podczas balu, który organizuję?
- Przecież się nie znamy
- odpowiedziałam, śmiejąc się, ale po chwili uśmiech zamarł mi na
ustach. Moje oczy otworzyły się szeroko, gdy zauważyłam moją matkę,
która wraca wraz z sąsiadką. Wyprostowałam się dumnie, a mój towarzysz
przechylił lekko głowę, aby zobaczyć, co tak diametralnie zmieniło mój
nastrój.
- Witam - powiedziała
moja rodzicielka, patrząc się oceniającym wzrokiem na mężczyznę obok
mnie. Sama do nas podeszła, bo zostawiła panią Racke przy jej domu.
- Witam, pani Greenhorn.
Piękne dziś pani wygląda - posłał jej delikatny, acz uwodzicielski
uśmiech i ucałował dłoń mej matki. Uniosłam jedną brew, ale prawie od
razu wróciłam do wyrazu obojętności.
- Nie znam pana - stwierdziła krótko, posyłając mu lekko wymuszony uśmiech.
- Jestem Tom Hevenly - odpowiedział, a w oczach mojej mamy mogłam zobaczyć dziwne błyski. Zna go, tylko ciekawe skąd.
- Słyszałam o panu wiele dobrego. Podobno się pan ostatnio wprowadził do starej rezydencji państwa Blackwood.
- Dobrze pani słyszała.
Znałem ich i sami mi zaproponowali, abym się tam przeniósł. Odnowiłem
rezydencję i korzystając z okazji, chciałbym panią zaprosić na bal...
Jeszcze wyślę posłańca z zaproszeniami, ale byłby dla mnie zaszczyt,
gdyby pani wraz z rodziną zaszczyciła mnie swoją obecnością -
zauważyłam, że moja matka patrzy się na niego jak na coś doskonałego.
Uśmiechnęłam się delikatnie, widząc to.
- Na pewno skorzystamy z
zaproszenia. Będziemy czekać z niecierpliwością na dokładniejsze
informacje - odpowiedziała rozanielonym głosem, a ja spojrzałam się na
sir Toma. Ciekawe, czy jego siostry przybędą. Może jak będziemy sami to
się go o to zapytam. Przepraszam, damie nie wypada tak myśleć.
- To do widzenia pani
Greenhorn - kiwnął jej głową i jego spojrzenie skierowało się na mnie, a
kąciki ust lekko wygięły w delikatnym uśmiechu. - Panienko Elizabeth.
- Sir Hevenly -
odpowiedziałam, dygając przed nim. Poprawił cylinder i ruszył w drogę
powrotną. Odprowadziłam go wzrokiem, podobnie jak moja matka.
Moja rodzicielka odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w kierunku naszego domu. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Wiedziałam doskonale, że oczekiwała ode mnie, że za nią pójdę.
- Skąd go znasz? - zapytała się mnie, gdy tylko weszłyśmy do salonu. Usiadłam na przeciwko niej i westchnęłam cicho.
- Odprowadził mnie raz z
cmentarza, gdy poszłam odwiedzić Edwarda. Był bardzo miły i szarmancki.
Zrobił na mnie dobre wrażenie - odpowiedziałam cicho, czując się tak
jakbym popełniła jakieś przestępstwo.
- To dobrze. Z tego, co
mi mówiła pani Lasson - mało brakowało do tego, abym się skrzywiła. Już
wiem, skąd mama znała nazwisko sir Toma . Ta stara plotkara wie
wszystko o wszystkich. - sir Tom Hevenly jest dobrą partią. Nie jest za
młody, ani za stary. Ma trzydzieści dwa lata i jest kawalerem.
Przystojny i inteligentny, czyli istny ideał. Musisz się na prawdę
postarać, aby po za tobą świata nie widział. Chociaż, jak widzę, jesteś
już na dobrej drodze. Ciekawa jestem, jakim będzie zięciem.
- Dobrze, matko - szybko
powiedziałam, aby przerwać jej wywód. Wstałam i ukłoniłam się lekko po
czym wyszłam z salonu. Szybkim krokiem skierowałam się do swojego pokoju
i usiadłam na fotelu przy oknie. Wzięłam mój haft i zaczęłam dalej
wyszywać, aby nie myśleć o tej całej dziwnej sytuacji. Ale pochlebia mi
ona. Jego zainteresowanie moją osobą. Może moja mama ma rację? Może
rzeczywiście powinnam starać się zdobyć jego całkowitą uwagę, aby
poprosił mnie o rękę? Jednak najpierw muszę go lepiej poznać, a wydaje
się człowiekiem o wielu tajemnicach.
Bardzo chętnie bym
się dowiedziała jakie one są, ale teraz nie mogę się go od tak o coś
takiego pytać. Za krótko się znamy, a zresztą wtedy bym go do siebie
zraziła. Przynajmniej mnie tak uczono. Choć wydaje mi się to
niesprawiedliwe, że kobieta musi udawać głupią, aby nie obrazić męskiego
ego.
- Psia krew! - przeklęłam cicho, gdy wbiłam igłę w palec. Przyłożyłam go do ust, aby nie zabrudzić niczego krwią.
Wstałam szybko i
ruszyłam w stronę miednicy, w której rano została wymieniona woda.
Spojrzałam się na swoje odbicie i poprawiłam kilka blond kosmyków,
które wydobyły się z koka.
Nie jestem brzydka,
ale nie olśniewam urodą. Mam duże niebieskie oczy i blond włosy do
ramion. Jestem blada, co pokazuje, że wywodzę się z arystokracji. Nie
mam zbyt dużych piersi i wzrostem również nie grzeszę. Ogólnie mam
drobną budowę ciała.
- Elizabeth - usłyszałam karcący głos przy swoim uchu, ale gdy się odwróciłam nikogo nie było. Dziwne.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz